W marcu 2013 r. poseł obchodził w Toruniu 40. urodziny. Na Facebooku zaprosił wszystkich do wspólnego świętowania. Najpierw była msza, potem poczęstunek w szkolnej sali gimnastycznej, którą Girzyński specjalnie na tę okazję wynajął. Przyszło kilkadziesiąt, jak nie kilkaset osób.
W 2007 r. Girzyński jednego dnia złożył ministrowi sportu 90 interpelacji - każda dotyczyła budowy boiska w innej gminie. - Złośliwość to by była, gdybym napisał tysiąc interpelacji, a nie 90 - stwierdził poseł.
Mnożenie pism stało się jego domeną, np. w Ministerstwie Sprawiedliwości złożył 154 interpelacje o zakłady karne. Różniły się tylko tytułami, każda zawierała zwrot: "proszę Pana Ministra na odpowiedź na poniższe pytania w odniesieniu do wskazanego w tytule interpelacji zakładu karnego".
W lipcu 2009 r. Girzyński poprosił częstochowską prokuraturę o sprawdzenie czy to prawda, że Radosław Sikorski opowiedział na półoficjalnym spotkaniu rasistowski żart o Baracku Obamie. Śledczy nie przypominali sobie, kiedy ówczesny szef dyplomacji gościł w Częstochowie i zachodzili w głowę, dlaczego poseł wysłał zawiadomienie akurat im.
- Ponieważ nie wiem, czy takie wydarzenie miało miejsce, a jeśli - to gdzie, nie wiedziałem dokąd skierować swoje doniesienie. Skorzystałem z przykładu posła Janusza Palikota, uznając, że za rządów Platformy to w Częstochowie jest prokuratura wyspecjalizowana w żartach o osobach czarnoskórych - tłumaczył "Wyborczej" Girzyński.
Donos Palikota dotyczył niesmacznego żartu, jaki na widok zakonnika Murzyna rzucił o. Tadeusz Rydzyk. Działo się to na Jasnej Górze.
Girzyński jest znany z dosadnej krytyki politycznych przeciwników. O Aleksandrze Kwaśniewskim powiedział "znany krętacz i kłamczuszek", o Donaldzie Tusku "zdrajca i kolaborant Moskwy", o Bronisławie Komorowskim, gdy ten był jeszcze marszałkiem Sejmu: "można być marszałkiem Sejmu, ale można też być chamem". Przyszły prezydent poczuł się dotknięty i w toruńskim sądzie złożył pozew o ochronę dóbr osobistych. Ostatecznie go wycofał.
Niedawno w rozmowie z "Super Expressem" Girzyński wspominał wydarzenia z roku 2010 r. Miał wówczas rywalizować o fotel szefa PiS z samym Jarosławem Kaczyńskim.
- Ostatecznie nie startowałem, ale był taki pomysł. Rozedrgany Misiek Kamiński poleciał wtedy z krzykiem do Jarosława Kaczyńskiego: "Prezesie, ten Girzyński chce startować na prezesa partii!". Kaczyński: "No i co z tego, przynajmniej ma jaja". Misiek: "A co, jeśli delegaci dla jaj na niego zagłosują i wygra?!" - opowiedział tabloidowi Girzyński.
Poseł nie robi tajemnicy ze swojego życia prywatnego. Przeciwnie, w internecie opublikował zdjęcia swojego domu, furorę zrobiła też fotografia polityka z obnażonym torsem.
Marzec 2012 r., Girzyński kandyduje na szefa PiS w okręgu toruńsko-włocławskim. Potrzebuje 183 głosów, udaje się - jego kandydaturę popiera 185 delegatów. Wewnątrzpartyjna opozycja podnosi, że w wyborach brali udział nieuprawnieni do tego działacze. Sprawa dociera do centrali PiS, która nakazuje powtórkę głosowania. Tym razem wygrywa poseł Łukasz Zbonikowski z Włocławka (na zdjęciu).
"W związku z zastrzeżeniami jakie mogą się pojawić co do moich wyjazdów służbowych pragnę poinformować, że w dniu dzisiejszym złożyłem rezygnację z członkostwa w Klubie Parlamentarnym i partii Prawo i Sprawiedliwość" - oświadczył pod koniec 2014 r. Girzyński.
Chodziło o wątpliwości wokół rozliczenia przez posłów delegacji zagranicznych. Girzyński, jako członek delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, dużo podróżował.
Wkrótce po odejściu z partii Girzyński oddał Kancelarii Sejmu 13467 zł. Taką kwotę otrzymał wcześniej na sześć podróży służbowych, które rozliczył jak samochodowe, chociaż leciał samolotem. Poseł uważa, że przepisy o rozliczaniu delegacji są niejednoznaczne i wprowadzają w błąd. Przeprosił jednak, że źle je zinterpretował.
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze