Chyba najbardziej popularny dotąd film braci Darddene, czyli historia granej przez Marion Cotillad kobiety, która walczy o zachowanie pracy - i jej kolegów, którzy mogą bohaterce w tym pomóc. Ale nie muszą.
Dwa dni i jedną noc: dokładnie tyle ma bohaterka filmu Sandra (Marion Cotillard), by wpłynąć na kolegów i koleżanki z pracy. Jeśli większość z nich zrezygnuje z premii do pensji (tysiąc euro), kobieta zachowa swoje stanowisko. Jeśli nie zrezygnują - straci je. I nawet gdyby wszystko było ukartowaną rozgrywką szefa, który nie chce Sandry w swojej firmie, nikt z pracowników nie może pozostać neutralny: albo bohaterce pomoże, albo nie.
Zaskakujący to właściwie film Jean-Pierre i Luca Dardenne, którzy wyrzucają z fabuły wszystko, co nie wiąże się z głównym wątkiem. Niewiele tak naprawdę wiemy o Sandrze, poza tym, że przeszła załamanie nerwowe, wychodzi z depresji, ma dwójkę dzieci i męża. Jeszcze mniej - o jej pracy, kwalifikacjach, doświadczeniu. Cała historia sprowadzona zostaje do prostej przypowieści: obserwujemy tułaczkę nieśmiałej kobiety, która chodzi od domu do domu i prosi o pomoc, przyjąć musi rolę niemal żebraczki i wysłuchiwać mniej lub bardziej prawdziwych wyjaśnień (nie możemy, musimy zrobić remont, ja bym ci pomogła, ale mąż mi nie pozwoli itd.).
Ta prostota obrazu Dardenne, jego przejrzystość i dosłowność może budzić opór, choć - paradoksalnie - działa. Bo Dwa dni, jedna noc kapitalnie pokazuje, że filmowa sytuacja upokarza obie strony: proszącą i proszonych. Jest zgrzytem, wyjściem poza obowiązującą nawet wśród dobrych znajomych poprawność. Możemy o różnych sprawach rozmawiać, zżymać się na szefów i kapitalizm, ale czujemy się nieswojo, reagujemy agresywnie, kiedy ktoś naszą empatię, zdolność rezygnacji z czegoś bardzo potrzebnego (nikt z bohaterów bogaty nie jest) w tak konkretny sposób sprawdza.
Bajką Dardenne przejąć się tym łatwiej, że narracyjna lekkość buduje tu napięcie niemal jak w thrillerze: to jak w końcu zagłosują, kto będzie za, a kto przeciw? Mocnym atutem jest też Marion Cotillard - pierwsza gwiazda zaangażowana do filmu przez twórców Rosetty, nominowana za tę rolę do Oscara, świetna jako zwykła dziewczyna balansująca między rozpaczą, histerią a rozsądkiem i walecznością.
Kino dla wszystkich, którzy wielkich tyrad przeciwko krwiożerczym, kapitalistycznym korporacjom mają dość. I wolą zwięzłą, przejrzystą, szlachetną powiastkę o świecie, którego zmienić nie sposób, ale w którym można choć przez chwilę spojrzeć na tych obok i trochę dalej nieco inaczej.
Paweł T. Felis
Wszystkie komentarze