Nie jestem pewien, kiedy po raz pierwszy usłyszałem o prof. Konradzie Górskim, mickiewiczologu najwyższej próby. Może to było w klasie maturalnej, gdy wybierałem się na polonistykę do Torunia i mój preceptor K. wyszeptał - jakby pokątnie - jego nazwisko, dodając, iż aktualnie, niestety, nie może wykładać, choć to, ho ho ho, znakomitość w swej dziedzinie.