Uważam Powidoki za arcydzieło, które pokazuje, jak kiedyś wyglądała rzeczywistość. Czasy stalinizmu czy komunizmu mogę jedynie zrozumieć z perspektywy opowieści innych, gdyż jestem za młoda i miałam szczęście urodzić się w wolnym kraju. Ten obraz zmagań Władysława Strzemińskiego pozwolił mi zrozumieć, dlaczego wolność jest tak ważna.
To czterdziesty, a zarazem ostatni film Andrzeja Wajdy. Scenariusz został napisany przez Andrzeja Mularczyka. Warto wspomnieć, że jest to polska propozycja do nominacji do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Film opowiada o Władysławie Strzemińskim - wybitnym polskim malarzu, pionierze konstruktywistycznej awangardy lat 20. I 30. XX wieku i twórcy teorii unizmu - oraz o jego sprzeciwie wobec nakazanemu socrealizmowi. W rolę artysty wcielił się Bogusław Linda.
Czas akcji Powidoków został osadzony w okresie stalinizmu (lata 40. i 50. minionego wieku). Przedstawiono w nim realia Polski Ludowej, szczególnie trudne dla twórców. Strzemiński, ze swoim odejściem od realizmu oraz nowoczesnością w pracach naraził się komunistycznym władzom propagującym socjalistyczną treść w sztuce. Władysław Strzemiński był również wykładowcą w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, co było kłopotliwe dla władz, którzy nie chcieli, by malarz nauczał innych swego awangardowego spojrzenia. Komuniści aż do śmierci Strzemińskiego utrudniali mu realizację własnej wizji.
Powidoki to bardzo trudny film. Dużo jest w nim dobitnych scen typowych dla dzieł Wajdy (zdjęcia wykonywał Paweł Edelman). Przedstawiony realizm i okrucieństwo tamtych czasów wywołuje szok, ale również gniew. Gniew spowodowany niesprawiedliwością losu, przez którą naród polski musiał przejść. Bogusław Linda perfekcyjnie oddał postać Strzemińskiego i jego niechęć do socjalizmu. W każdej scenie w oczach Lindy było widać głębię, jak i różnorodność emocji.
Po projekcji większość osób na sali, w tym ja, była oniemiała. Oprócz oklasków, nie było słychać żadnych rozmów czy wyrażanych opinii, a jedynie głębokie westchnięcia, tak jakby wszyscy wstrzymywali oddech do końca filmu.
Na scenę zostali zaproszeni: autor zdjęć Paweł Edelman, producent Michał Kwieciński, koproducent Marek Żydowicz z Fundacji Tumult oraz aktorki Zofia Wichłacz i Bronisława Zamachowska.
Podziwiam głównego bohatera za to, że się nie poddawał. Nie dał się całkowicie podporządkować władzom i przez cały czas starał się przekazywać wiedzę na temat sztuki. Nawet teraz, gdy opisuję to wszystko dzień po zobaczeniu projekcji, wciąż jestem w szoku i wciąż próbuję przetworzyć wszystko, co zostało w filmie przedstawione.
Nie jest to film, który pomoże zresetować się po ciężkim dniu. Jednak właśnie dlatego uważam,
że warto na niego pójść. Nie ma nic lepszego niż dzieło, które edukuje i daje do myślenia. To dzięki takim obrazom człowiek nabiera wiedzy potrzebnej mu do osiągania progresu.
Michalina Mąka, V LO w Toruniu
Wszystkie komentarze