USA 2018 (Widows). Reż. Steve McQueen. Aktorzy: Viola Davies, Elizabeth Debicki, Liam Neeson, Colin Farrell, Robert Duvall, Daniel Kaluuya.
Steve McQueen nakręcił film bliski ideału. Wdowy to dynamiczny, zaskakujący i świetny aktorsko film gangsterski, niepozbawiony charakterystycznego dla reżysera socjopolitycznego zacięcia.
McQueen wraz ze scenarzystką Gillian Flynn wziął na warsztat starszy format - serial Lyndy La Plante z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Podobno reżyser uwielbiał oglądać go ze swoją mamą. Jednak nowa wersja nie ma w sobie nic z charakteryzującego kino dekady kiczu i przesady. Jest mocno, precyzyjnie i bardzo na czasie.
Zwykle, kiedy mężowie umierają w pracy, żony dostają od pracodawcy odszkodowanie. Chyba że mężowie byli gangsterami, którzy zginęli w trakcie nieudanego skoku. Wtedy żałoba nie trwa długo. Po pokaźny dług zwraca się szef szefów lokalnego przestępczego światka. To nie jest gra w ciuciubabkę: Jatemme (świetny Kaluuya) ma broń i umie jej używać, szczególnie że pieniędzy potrzebuje jego ubiegający się o stanowisko radnego brat Jamal (Tyree Henry). Zegar tyka. Veronica (Davis), Linda (Rodriguez) i Alice (Debicki, pierwszy raz w roli Polki) będą musiały szybko nauczyć się czytać plany, strzelać i kłamać. Na kłamstwie zna się też doskonale polityk Jack Mulligan (Farrell), znajomy zmarłego męża Veroniki, Harry (Neeson) i polityczny oponent Jamala. Tu każdy bohater walczy o przetrwanie - tylko definicja tego terminu jest inna.
Naturalnie nasuwa się skojarzenie z Ocean's 8. Znowu dostajemy tzw. heist movie (film śledzący przebieg napadu), w którym pierwsze skrzypce grają kobiety. Ale obraz Soderbergha to w porównaniu z Wdowami papierek po cukierku. McQueen jak zawsze dopieścił formę, ale liczy się przede wszystkim nadzienie: emocje, psychologiczna transformacja, dylematy postaci. Choć na ekranie nie brakuje humoru, to z ekranu czuć gatunkowy ciężar, typowe dla McQueena poczucie misji społecznika.
Bohaterkom nie chodzi, jak u Soderbergha, o zaspokojenie ambicji czy bogacenie się. Pozbawione protekcji mężów, niemal wyrzucone na bruk niebezpiecznych ulic Chicago, wszystkie wdowy znajdują się na granicy przepaści. Silnie zaznaczony jest motyw emancypacyjny - dla bohaterek moment utraty partnera to początek nowej, tym razem samodzielnej drogi do samostanowienia. Jeśli sprawy potoczą się źle, chcę, żeby moje dzieci wiedziały, że nie siedziałam z założonymi rękami. Postawiłam się - mówi w pewnym momencie Linda. - Naszym wielkim atutem jest to, że nikt nie spodziewa się, że mamy jaja, by to zrobić - dodaje Veronika.
W każdej chwili widz pamięta o skorumpowanym systemie, który umożliwia funkcjonowanie ekranowego świata. O nieuczciwie pozyskiwanych i wydawanych funduszach. O dwuznacznej postawie polityków wycierających sobie usta hasłami o dobru dzielnicy. Bardzo ważny jest też temat rasowej dyskryminacji, ugryziony od nieoczywistej, bardzo sugestywnej strony. Często przedstawia się kino komercyjne i artystyczne jako dwa odrębne światy, które nijak nie potrafią się spotkać. Wdowy, film atrakcyjny i ważny, dowodzą, że to nieprawda.
Anna Tatarska
Wszystkie komentarze