Mam pewną łatwość grania na wysokich rejestrach, do tego zdążyłam przyzwyczaić widzów oraz twórców, tak mnie postrzegają. Może trudno w to uwierzyć, ale tu krzyczę tylko raz - przyznaje Magdalena Cielecka.
W ekranizacji nagrodzonej Nike powieści Joanny Bator Ciemno, prawie noc aktorka wciela się w dziennikarkę powracającą w rodzinne strony, by napisać reportaż o tajemniczych zaginięciach dzieci. Jak przyznaje, dla bohaterki będzie to podróż w głąb dzieciństwa i osobistych traum, która prowadzi ją do piekła i z powrotem. Zupełnie inną twarz Cielecka pokazuje w serialu prawniczo-kryminalnym według prozy Remigiusza Mroza jako bezkompromisowa prawniczka Joanna Chyłka.
Rozmowa z Magdaleną Cielecką
Piotr Guszkowski: Aktor, dziennikarz śledczy, detektyw - te zawody sporo łączy.
Magdalena Cielecka: Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób, ale coś w tym porównaniu jest. Stworzenie wiarygodnej postaci wymaga researchu albo przynajmniej zanurzenia się w odpowiedni klimat. Trzeba doczytać swoje, obejrzeć jakiś film - czy nawet kilka, spotkać się z ludźmi, którzy wiedzą więcej, pogłębią temat ze scenariusza. Niektóre role wymagają takiego przygotowania. Po przeprowadzonym śledztwie przychodzi kluczowy etap tropienia postaci, gonienie za jej ostatecznym kształtem. A potem jesteśmy jeszcze przesłuchiwani przez dziennikarzy na okoliczność zagranej roli.
Zagrała pani ostatnio dwie bohaterki na tropie tajemnicy zaginięcia dzieci - mecenas Joannę Chyłkę i reporterkę Alicję Tabor. Każda stosuje inne metody.
Bo to ekstremalnie różne kobiety. Chyłka jest czołgiem, trzęsie światem palestry zdominowanym przez mężczyzn, chwilami w tej swojej bezkompromisowości ociera się wręcz o agresję. Wyobrażam sobie, że ludziom może się wydawać, że wiele mnie z Chyłką łączy - w końcu na potrzeby roli potrafiłam niejednokrotnie wyzwolić w sobie ten typ temperamentu, ostrości. Ale proszę mi wierzyć - przynajmniej jeśli chodzi o wybory: czy to jedzeniowe, alkoholowe, czy muzyczne - Chyłka to zupełne przeciwieństwo mnie. Testu z tekstów Iron Maiden na bank bym nie zdała.
A Alicja?
Zadaniem reportera jest cierpliwie wysłuchać historii i za wszelką cenę nie spłoszyć świadków - swoim wyglądem ani zachowaniem. Dlatego w filmie mam jeden kostium. Ten kostium jest czapką niewidką, pozwala się wtopić w koloryt Wałbrzycha. Alicja nie założy szpilek jak Chyłka. Ona nie może się rzucać w oczy ani dać po sobie znać, że kogoś ocenia albo tym bardziej potępia, musi pozostać przezroczysta. Przyjmuje relacje kolejnych ludzi, trochę jakby była lustrem, w którym odbijają się potworności świata, by następnie dać tym relacjom świadectwo, czyli opisać je w książce czy reportażu.
Czy to pozostawanie niewidocznym nie jest przypadkiem wbrew naturze i doświadczeniom aktorki?
Jest, i bardzo to odczułam. Przecież zwykle jestem obsadzana w rolach, od których wymaga się ekstremum - emocjonalnego, fizycznego. Mam pewną łatwość grania na wysokich rejestrach, do tego zdążyłam przyzwyczaić widzów oraz twórców, tak mnie postrzegają. Może trudno w to uwierzyć, ale tu krzyczę tylko raz. Całe odium wyrazistych zadań aktorskich spoczywa na moich kolegach. A ja siedzę sobie, jakby wycofana, i słucham. Oczywiście, nie może się to odbywać bez emocji, one są, wciąż wibrują gdzieś pod skórą i powiekami. Jednak kiedy spędzasz na planie trzydzieści dni, w pewnym momencie odzywa się ten egotyczny niepokój aktorski: Czy ja w ogóle gram, czy po prostu jestem?
Dla mnie to było nowe doświadczenie. Musiałam się powściągać w intuicyjnych reakcjach, które przychodziły na myśl. Cieszę się, że mogłam spróbować czegoś innego, korzystać z innych środków niż zwykle, bo to oznacza rozwój.
Wałbrzyskie scenerie pomogły zanurzyć się w klimat?
Przestrzeń jest równie ważna jak kostium, uruchamia wyobraźnię. Spędziliśmy w Wałbrzychu miesiąc na przełomie listopada i grudnia, kiedy coraz wcześniej robi się ciemno. Wchłanialiśmy rytm spowitego smogiem miasta, które zamiera około godz. 15 wraz z nadejściem zmroku. Do tego nazwy dzielnic i osiedli jakby żywcem wyjęte z książki - a nie odwrotnie. Wałbrzych wchodził w nas jak kotojady. Widok tych ulic, zaułków, domów bywał przygnębiający. Myśmy wchodzili z kamerą do prawdziwych mieszkań, kręciliśmy wśród zabudowań, gdzie mieszkają i pracują ludzie. Nie trzeba było tych wnętrz podrasowywać w żaden sposób na potrzeby filmu, to było dość przerażające. Poza tym Wałbrzych jest naprawdę opustoszały. Będąc na miejscu, poczułam, co to właściwie znaczy, że ktoś znika niezauważony, bez śladu, rozpływa się w powietrzu. Nawet w trakcie zdjęć doszły nas informacje o pobiciu w okolicy jakiegoś nastolatka.
Ciemno, prawie noc podszyte jest przemocą.
Dla mnie to opowieść o złu, które krzywdzi najsłabszych. Alicja mówi o tym zresztą w jednej ze scen, nazywając to, co robi: ona chce zapobiegać złu. Oczywiście na tyle, na ile się da - bo wie, że uratowanie nawet jednego dziecka ma sens, jest symbolicznym zwycięstwem.
Do tej pory bohaterami podobnych historii byli raczej mężczyźni - lekko cyniczni, życiowo przegrani - których obowiązki zmuszają do powrotu w rodzinne strony. Coraz częściej ta perspektywa się zmienia.
Był niedawno serial Ostre przedmioty z Amy Adams w roli głównej poruszający podobne tematy co Ciemno.. Zresztą też na podstawie książki, więc może dobry przykład idzie z literatury? Dostrzegam zmianę jakościową - mówię to z satysfakcją i pewną nadzieją: twórcy chętniej niż kiedyś sięgają dziś po kobiece bohaterki. To nie są już tylko młode dziewczyny, które borykają się ze startem w dorosłe życie. Osią filmu czy serialu jest coraz częściej kobieta dojrzała, doświadczona, mająca coś do powiedzenia, której nie upycha się już gdzieś na drugim planie jako matrony. Moim zdaniem to przynosi interesującą perspektywę, bo taka bohaterka postrzega rzeczywistość w sposób bardziej złożony, ma zupełnie inne dylematy i podejście do nich, inną emocjonalność, wrażliwość.
Poza tym, nie oszukujmy się, kiedy widz ogląda sekwencje w podziemnych tunelach, mocniej dotyka go widok Alicji, kobiety w zagrożeniu, niż Martina Schwartza, choć oboje wystawieni są na podobne niebezpieczeństwo. O grającego go Marcina Dorocińskiego nikt tak się nie martwi. Wszyscy liczą, że sobie poradzi.
Grozy doświadczamy w filmie od samego początku, już gdy gaśnie światło w pociągu do Wałbrzycha.
Tak zaczyna się podróż mojej bohaterki, trochę jak Alicja w krainie czarów, naturalnie w znacznie mroczniejszym wydaniu. Podróż w głąb dzieciństwa i osobistych traum, która prowadzi ją do piekła i z powrotem. Za sprawą reporterskiego zlecenia, którego - tego w filmie nie ma - nie chciała przyjąć, bo bała się powrotu w rodzinne strony, zyskuje de facto drugie życie. Alicja jest pełna paradoksów. Doświadczenia z przeszłości w jakimś sensie ją zahartowały, ale zarazem pozostawiły po sobie ogromną rysę, bliznę. Czuje, że nikt nie może jej już bardziej skrzywdzić. Dlatego niczego się nie boi, podejmuje ryzyko - ma do spełnienia misję. Jednocześnie wobec historii własnej rodziny wydaje się rozpadająca, krucha. Musi dojrzeć do tego, by się z nią zmierzyć. Autorka książki Joanna Bator otwarcie mówi, że to jej osobista historia, choć nie dosłowna. Stąd ten anagram imienia i nazwiska.
Ciemno. to opowieść o tym, jak kształtuje nas przeszłość, wspomnienia. Jaką trasą trzeba by wyruszyć, żeby lepiej poznać Magdalenę Cielecką?
Należałoby zacząć od Żarek-Letniska, małej miejscowości letniskowej pod Częstochową położonej w lesie sosnowym nad jeziorem. Od mojego rodzinnego domu, który leży - uwaga! - przy cmentarzu, na ulicy Cichej. Skrywa wiele historii. To niezwykłe, jak konkretny zapach potrafi uruchomić wspomnienia, albo film. Usłyszę czasem motyw muzyczny z serialu "Wakacje z duchami" i mam przed oczami sceny z podstawówki. A potem trzeba by się wybrać do Częstochowy, gdzie chodziłam do liceum, wreszcie do krakowskiej PWST.
Rozmawialiśmy o zmianie perspektywy, ale też coraz śmielej do polskiego kina wkracza gatunkowość. Ciemno. to film z pogranicza kryminału, thrillera.
.i baśni. Polskie kino zaczyna używać gatunku jako formy narracji, języka filmowego. Być może wreszcie zaczęliśmy rozumieć ten język. To zasługa pokolenia młodych reżyserów i reżyserek, którzy są otwarci, ciekawi świata, często zdobywali wykształcenie za granicą. Wychowali się na świetnych serialach, teledyskach, filmach i teraz - w dobrym znaczeniu tego słowa - powielają najlepsze wzorce.
Dzień czekolady [premiera w maju] to też rodzaj baśni, tyle że dla dzieci. Wygląda pani w tym filmie nietypowo.
Gram faceta, a broda i wąsy to chyba dosyć oczywiste atrybuty męskości? (śmiech) Najwdzięczniejsze zadania aktorskie są właśnie wtedy, kiedy zmieniasz się do roli tak, żeby nikt cię nie rozpoznał. Między innymi dlatego zainteresowała mnie propozycja Jacka Piotra Bławuta.
Postać rodzi się przed lustrem charakteryzatorni?
Założenie kostiumu, butów, czasem peruki to magiczny moment przejścia pomiędzy mną prywatną a postacią. Kostium uruchamia sposób poruszania - w spódnicy usiądę tylko w określony sposób - brak kostiumu również. Postacią staję się dopiero, kiedy wchodzę na plan albo deski teatru, bo wcześniej nie potrzebuję nią być. Staram się uczestniczyć w procesie powstawania kostiumu, swoje o postaci przecież wiem. Nie wyobrażam sobie, że miałabym założyć kostium, który mógłby mi przeszkodzić. Nie chodzi o jego urodę ani o moją wygodę. Pomarudzić to ja sobie mogę na sesji zdjęciowej do magazynu kobiecego. Tu wszystko służy postaci. Szczególnie w teatrze, gdzie w trakcie pracy, już po kolejnym zagranym spektaklu, można wpaść na pomysł, żeby pozbawić się butów, co okazuje się strzałem w dziesiątkę.
Ciemno, prawie noc. Polska, 2019. Reż. Borys Lankosz. Aktorzy: Magdalena Cielecka, Marcin Dorociński, Jerzy Trela, Dorota Kolak, Dawid Ogrodnik
Wszystkie komentarze