Polska, Holandia, Niemcy, 2019. Reż. Adrian Panek. Aktorzy: Sonia Mietielica, Kamil Polnisiak, Nicolas Przygoda, Danuta Stenka
Czerwony Kapturek, wilk i dzieci w pasiakach. Postholocaustowa przypowieść jak z sennego koszmaru, w którym demony wojny wyzwalają żywioł instynktów. Wilkołak to przejmujące kino.
Lato 1945 roku. Gromadka dzieci ocalałych z obozu Gross-Rosen trafia do opuszczonego pałacyku w środku lasu. Wydaje się, że pod okiem matkującej im Hanki, również byłej więźniarki, zdołają uratować przynajmniej okruchy straconego dzieciństwa. Jednak koniec wojny nie oznacza końca koszmaru. Wokół błądzą wygłodniałe, obozowe wilczury, wyszkolone przez esesmanów w polowaniu na więźniów - zaprogramowane, by zabijać. Głód zaczyna doskwierać i bohaterom. Prowizoryczny sierociniec zamienia się w więzienie.
Pojawienie się kolejnych ofiar z rozszarpanymi tętnicami sprawia, że legenda o potworze nawiedzającym okolicę rozbudza także wyobraźnię widza. Zaślinione pyski, ostre kły, złowrogi szczek, dźwięk ryglowanych w pośpiechu okien i drzwi. Reżyser Adrian Panek umiejętnie wywołuje u nas zaangażowanie bliskie rodzicielskiej obawie. Kreuje zawiesistą atmosferę, w kluczowych momentach napięcie jest trudne do zniesienia.
Rodzi się pytanie, kto właściwie jest tym tytułowym wilkołakiem - zdziczałe zwierzęta, które otoczyły budynek, a może sieroty, które się schroniły w środku? W innych okolicznościach byłyby sprzymierzeńcami, towarzyszami we wspólnej, beztroskiej zabawie. Ale nie jako ofiary przemocy: przesiąknięte strachem, zmuszane do zachowania nie tylko wbrew własnej woli, ale nawet naturze. Skrzywdzony zostaje zarażony złem, znieczulony. Za niewinnymi twarzami dzieci skrywa się trauma - to, co widziały, czego doświadczyły, do czego były zmuszone, by przetrwać. Choć deprywacja i poczucie zagrożenia budzą najgorsze instynkty (w tym przypadku lepiej napisać wyuczone odruchy - przypomnę choćby scenę z wyzwolenia obozu, kiedy widok munduru uruchamia upiorną choreografię padnij/powstań, wcześniej wykonywaną wśród niemieckich komend), ich los wydaje się jednak nieprzesądzony.
Widok dzieci w brudnych pasiakach otulonych malowniczą zielenią lasu mówi więcej niż słowa. Podobne skojarzenia o mocy symbolu przywołuje u Panka konkretny rekwizyt (np. porzucona na podwórzu szafa, przez którą chciałoby się uciec do magicznej Narni) albo wyrazisty kostium (czerwona sukienka). W ten sposób Hanka jawi się niczym Czerwony Kapturek, której zagraża wilczy apetyt czerwonoarmistów. W tej roli świetnie radzi sobie intrygująca Sonia Mietielica - urodzona w Rosji studentka Akademii Teatralnej w Warszawie. Jej bohaterka próbuje poskramiać instynkty grupy, w której uruchamiają się schematy rodem z Władcy much Williama Goldinga. Pomiędzy dwoma najstarszymi chłopcami narasta konflikt (wiarygodnie ukazany przez Nicolasa Przygodę i Kamila Polnisiaka) - starcie różnych postaw, rywalizacja o przywództwo, zazdrość o względy opiekunki.
Obraz, rytm, klimat to narzędzia, którymi Panek buduje narrację. Doceniło to jury festiwalu w Gdyni (zapewne na równi z bezbłędnym poprowadzeniem młodej obsady), uznając go za najlepszego reżysera. Panek traktuje gatunek swobodnie, jakby chodziło tylko o zmianę kostiumu. Może do tego to się sprowadza? W poprzednim filmie, głośnym Daas, śledztwo w sprawie fałszywego proroka Jakuba Franka ubrał w kostium także dosłownie. W Wilkołaku Panek sięga po ramy i sztafaż horroru, do scenerii mrocznej kniei na odludziu czy klaustrofobicznego pałacyku z labiryntem pomieszczeń, piwnic i kuchenną windą.
Nieco zawiedzeni mogą się poczuć ci, którzy liczyli na większe skomplikowanie fabuły, bo ta jest prosta, pozbawiona wielu zwrotów akcji, służy nabudowaniu znaczeń. Pankowi udało się stworzyć jedną z bardziej sugestywnych opowieści o zagładzie w polskim kinie od lat. Nie traktuje o obozowej rzeczywistości wprost, szuka jej odbicia w potrzaskanej psychice ocalałych, walczących o to, by nauczyć się od nowa, jak być człowiekiem i ufać sobie nawzajem. Sfora psów urasta do metafory wspomnień. O ile nie uda się oswoić demonów, będą wlec się za bohaterami w dorosłym życiu, nie pozwalając o sobie zapomnieć - jak natrętne sny przyjaciela Ariego Folmana w Walcu z Baszirem. Pod makabryczną baśnią braci Grimm kryje się zresztą uniwersalne studium funkcjonowania w sytuacji granicznej, mechanizmu rozprzestrzeniania się strachu, zbiorowej paniki wyzwalającej nieufność, agresję. Niby historia, a jak bliska współczesności.
Piotr Guszkowski
Wszystkie komentarze