Polska 2018. Reż. Bartosz Konopka. Aktorzy: Krzysztof Pieczyński, Karol Bernacki, Wiktoria Gorodeckaja, Jacek Koman
Refleksja nad istotą wiary ubrana w średniowieczny kostium. Choć film Bartosza Konopki uwodzi formalnie, wydaje się niespełniony.
Wycieńczony rycerz wyczołguje się ostatkiem sił z morskich fal na piaszczysty brzeg, w ręku trzyma Biblię. Pewnie by zginął, gdyby nie pomoc tajemniczego chłopaka. Wspólnie wyruszają w głąb wyspy na spotkanie z mieszkającymi tam wyznawcami Peruna. Jeśli pogańskie plemię nie przyjmie krzyża do czasu przybycia króla, ten użyje miecza. Ale jak mężczyźni mają kogokolwiek nawrócić, skoro posługują się obcym językiem, w dodatku fundamentalnie różnią się między sobą w podejściu do wiary?
Starszy z nich, Wilibrord (Krzysztof Pieczyński), chce zastąpić dawne rytuały nowymi. Zamiast dialogu stosuje przymus, nie cofnie się przed przemocą. Młodszy, Bezimienny (Karol Bernacki), podąża drogą zrozumienia, miłości, współczucia. Bez ideologii. Dlatego manifestacyjnie zaszywa sobie usta, udowadniając, ile znaczy milczenie i sama obecność drugiego człowieka. Jeden stawia kościół, drugi buduje wspólnotę.
W pewnym sensie Bartosz Konopka stosuje jako reżyser taktykę obu bohaterów. Przemawia do mnie, kiedy posługuje się hipnotyzującym obrazem, barwą, kontrastem. Surowe, ziemiste kadry budują klimat przekonującej stylizacji (świetne zdjęcia Jacka Podgórskiego nagrodzono w Gdyni). Tubylcy wtapiają się w tło, złączeni ze sobą i z naturą niczym jeden organizm. Wrażenie robi transowy obrzęd: gliniasta maź na twarzy przypomina maskę z sennych koszmarów. W opowieści o chrystianizacji Słowian pobrzmiewają echa filmów Valhalla: Mroczny wojownik, Aguirre, gniew boży i Misja.
Wobec śmiałej inscenizacji rozczarowuje nieco sama treść tych rozważań o poszukiwaniu duchowości, tęsknoty za wiarą - czymkolwiek by nie była, niosących krytyczne spojrzenie na kulturę i wszelkie dogmaty. Konopka sprawnie przygotowuje przestrzeń pod rozegranie średniowiecznej przypowieści. Jednak filozoficzne pytania, jakie stawia, padały już wcześniej nieraz. Reżyser nie unika też uproszczeń w przedstawieniu społeczności dzikich (naiwnych i prymitywnych) dla uzyskania symbolicznych znaczeń. W Krwi Boga zabrakło solidniejszej konstrukcji fabularnej i lepiej napisanych postaci, które nie byłby tylko figurami niosącymi konkretne postawy. Domyślam się, że dla części widzów seans będzie wyzwaniem. Z drugiej strony, kto wie, czy nie sprawdziłoby się jeszcze radykalniejsze posunięcie - czyli pozostawienie samych gestów, a zrezygnowanie ze słów?
Piotr Guszkowski
Wszystkie komentarze