Łotwa/Szwajcaria/Czechy 2018. Reż. Witalij Manski
Dokument. Jak doszedł do władzy Putin i jak ją na początku wykorzystywał.
W filmach Witalija Manskiego równie ciekawy co ich zawartość jest sposób ich powstawania. Najbardziej znany jego dokument Pod opieką wiecznego słońca - o życiu w Korei Północnej - został zrealizowany tylko dlatego, że reżyserowi udało się przekonać władze tego kraju, iż zamierza nakręcić film wychwalający ich dzieło. W przypadku "Świadków Putina" nie musiał się już uciekać do podstępów: znaczną część materiałów zebrał, będąc szefem redakcji dokumentu w państwowej telewizji.
Ale między tymi tak odmiennymi filmami jest jedno dyskretne podobieństwo: w Pod opieką wiecznego słońca są fragmenty, które wyglądają istotnie jak film propagandowy - tyle że piękna fasada jest konfrontowana z tym, co kryje się za nią - w Świadkach... zaś znajdziemy materiały, które pierwotnie miały służyć propagandowym celom, jak np. ocieplenie wizerunku przywódcy. Jest to więc nie tylko dokument o pierwszym okresie panowania Putina (wszystkie pokazywane tu wydarzenia miały miejsce w 2000 r.), ale też wyznanie winy filmowca, który - choć z rosnącym dystansem - w państwowej machinie propagandowej uczestniczył.
Dużo miejsca w filmie poświęcono też Jelcynowi, który - świadomy losu zdetronizowanych władców Rosji - starannie wybrał swojego następcę, namaścił go i pobłogosławił. W sylwestrową noc na przełomie tysiącleci powierzył mu kierowanie krajem na okres trzech miesięcy - aż do wyborów prezydenckich.
Najciekawszą sekwencją są właśnie wybory prezydenckie. Majski i jego ludzie wchodzą z kamerą do sztabu wyborczego Putina - i równolegle do domu Jelcyna. W pierwszym widzimy kilkunastu opanowanych, lekko cynicznych, działających na zimno technokratów pragnących, aby ich kandydat wygrał już w pierwszej rundzie (co charakterystyczne, wszyscy z tej grupy - z wyjątkiem Miedwiediewa - albo przeszli potem do opozycji, albo opuścili kraj, albo zginęli w podejrzanych okolicznościach). W drugim oglądamy, jak były prezydent, siedząc w otoczeniu rodziny, cieszy się z triumfu swojego podopiecznego, jakby to on osobiście zwyciężył. A potem dzwoni do Putina z gratulacjami, ale ten nie odpowiada.
Film Majskiego jest cenny przez ukazanie z bliska potężnego, niebezpiecznego i wyrachowanego polityka, do którego dostęp jest niezwykle trudny. Jeśli Świadkowie... pozostawiają tu pewien niedosyt, to nie z winy reżysera, ale z powodu pełnej samokontroli bohatera. Putin ani na moment się nie odsłania, próżno oczekiwać jego prywatnej twarzy. Nawet w najbardziej szczerej rozmowie z autorem - na temat hymnu właśnie - jest wprawdzie podenerwowany, ale maski nie zdejmuje.
Mieszkający obecnie na Łotwie Majski nie ukrywa krytycznego stosunku do Putina. Co jednak myślał o nim wtedy - oraz o swojej pracy w sprzyjającej mu telewizji - mówi niewiele. Chciał wykorzystać wysokie stanowisko do zapisu fascynująco zmieniającej się rzeczywistości? Czy - w przeciwieństwie do swojej żony - wierzył w Putina? Dziś twierdzi, że chciał być tylko świadkiem, jest jednak świadomy, że różnica między świadkiem a współwinnym jest bardzo cienka.
Paweł Mossakowski
Wszystkie komentarze