Był złotą rączką, budował domy za granicą - po sukcesie Jesteś Bogiem Marcin Kowalczyk wolał zbierać doświadczenia i czekać na właściwe projekty niż rozmienić się na drobne. Teraz wraca w głównej roli w filmie Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa.
Przez siedem lat od premiery opowieści o Paktofonice aktora, który momentalnie został okrzyknięty nadzieją polskiego kina, mogliśmy oglądać zaledwie w kilku produkcjach (m.in. w Hardkor Disko, Córkach dancingu i Helu), zapukał też do drzwi Hollywood (Alfa).
Jak zostałem aktorem
Zaczęło się od Uwolnić orkę. - To był pierwszy film, który obejrzałem w kinie - wspomina Marcin Kowalczyk. - Wymyśliłem sobie wtedy, że zostanę aktorem, żeby przeżywać fascynujące przygody, i odtąd konsekwentnie do tego dążyłem - dodaje.
W krakowskim XXI LO, do którego poszedł, była klasa o profilu teatralnym oraz scena z prawdziwego zdarzenia. Na PWST dostał się za drugim podejściem. - Po wakacyjnej pracy w Norwegii kupiłem sobie kamerę - mój mroczny przedmiot pożądania. Ale już wcześniej, razem z ludźmi z roku, nagrywaliśmy improwizowane sceny komórkami, bawiliśmy się, twórczo prowokowaliśmy siebie nawzajem - tłumaczy. Mówiąc my, Kowalczyk ma na myśli wyjątkowo zdolne towarzystwo, bo studiował razem z m.in. Dawidem Ogrodnikiem, Jakubem Gierszałem czy Mateuszem Kościukiewiczem.
Mistrza znalazł w osobie Romana Gancarczyka. - Na pierwszych zajęciach przyznał, że nie umie uczyć, jąkał się. Byłem rozczarowany jego nieporadnością. Ale antyautorytarna sztuczka zadziałała: poczułem się swobodniej i odważyłem zagrać - przyznaje Kowalczyk. Właśnie do Gancarczyka zwrócił się nieco później z problemem: - Jestem jakiś taki pozamykany - wyznałem. W odpowiedzi, zamiast rady, usłyszałem: Co mam ci powiedzieć, właściwie to ja też (śmiech). Poczułem wtedy, że wszystko zależy ode mnie.
Odnaleźć w sobie Magika
Jeszcze na trzecim roku krakowskiej PWST zadebiutował w filmie - od razu w głównej roli: wcielił się w legendę polskiego hip-hopu, Piotra Magika Łuszcza, członka składów Kaliber 44 i Paktofonika. - Miał wyjątkową wrażliwość. Dostrzegłem to, oglądając rozmowy z dziewczyną i synem, które nagrywał na wideo. Sposób, w jaki trzymał kamerę, kiedy ją wyłączał - to wiele o nim mówiło. Ponadto dostałem w spadku kawał szczerej, rapowanej poezji i świetny scenariusz Maćka Pisuka. Próbowałem odnaleźć Magika w sobie - przyznaje Kowalczyk. - Korzystam z naturalnego wstydu, na tym buduję bohaterów. Na planie Jesteś Bogiem uciekałem więc od kamery. Operator nie był zachwycony, ale reżyser Leszek Dawid najwyraźniej mnie zrozumiał i uznał, że to właściwa polityka wobec tej postaci.
Potwierdziły to świetne recenzje. Kreację charyzmatycznego 25-latka docenili także krytycy Guardiana czy The Hollywood Reporter. Kowalczyk za debiut aktorski zdobył nagrodę im. Zbyszka Cebulskiego na festiwalu w Gdyni w 2012 roku. Wielu na jego miejscu starałoby się wycisnąć z tych pięciu minut jak najwięcej, podejmując niekoniecznie dobre decyzje, ale Marcin miał inny pomysł na siebie. - Pracowałem raz z reżyserem, który rzucał jakieś uwagi znad gazety, siedząc z nogą założoną na nogę. Trudno to nazwać spotkaniem, a ja szukam właśnie inspirujących spotkań - przyznaje. Dlatego starannie dobiera projekty.
Aktor, który jest, a nie gra
Cierpliwość zaowocowała udziałem w Hardkor Disko: mocnym, przepełnionym buntem i zrealizowanym w pełni niezależnie debiucie Krzysztofa Skoniecznego. Skonieczny - z wykształcenia aktor, kojarzony wówczas głównie jako twórca teledysków (potem odniesie sukces serialem HBO Ślepnąc od świateł) - powierzył Kowalczykowi rolę chłopaka w kapturze skrywającego tajemnicę i plan zemsty. Aktor zbudował postać przy użyciu minimalnych środków. - Marcina poznałem jak był jeszcze świeżynką przed debiutem - wspomina Skonieczny. - Najpierw obserwowałem go w kilku różnych miejskich akcjach i spodobało mi się wtedy to, że to jest taki aktor-nieaktor, ktoś, kto po prostu sobie jest, a nie coś tam gra. Zbiegło się to z odpalaniem Hardkor Disko. Najbardziej zaintrygowała mnie właśnie silna energia jego obecności, którą kamera skwapliwie absorbuje.
W kolejnych latach Kowalczyk był oszpeconym wyrwaniem rogów Trytonem z Córek dancingu Agnieszki Smoczyńskiej oraz snajperem po misji w Afganistanie, który daje się zwerbować mordercy w Anatomii zła Jacka Bromskiego. Ma też za sobą przygodę z Hollywood. Do współpracy zaprosił go Albert Hughes, autor kręconych z bratem Allenem filmów Z piekła rodem, Księga ocalenia czy Zagrożenie dla społeczeństwa i bywalec festiwalu Camerimage (właśnie tam obejrzał Jesteś Bogiem i Hardkor Disko). Zagrał wojownika czasów epoki lodowcowej, na planie survivalowej opowieści spędził trzy miesiące.
Co zainteresowało Kowalczyka w scenariuszu Jak zostałem gangsterem? - Poczucie humoru i barwna historia, która pachniała człowiekiem. Trzeba było tylko popracować nad dramaturgią, mamy w końcu do czynienia z opowieścią gangsterską, bohater musi ponieść konsekwencje swoich wyborów - tłumaczy. Film Macieja Kawulskiego, reżysera Underdoga, jest krwawą kroniką działalności polskiej mafii: ludzi, którzy zaczynali od dowożenia prostytutek do hotelu zagranicznym gościom i wykorzystali czasy transformacji, żeby zamienić kreszowe dresy na garnitury. Ukrywający swoje personalia bohater Kowalczyka z ironią komentuje własne wzloty i upadki, a jeszcze chętniej: te konkurencji.
Piotr Guszkowski
Wszystkie komentarze