USA, Hiszpania, Węgry, Francja, Niemcy, Czechy, Chiny, Wielka Brytania, Australia, Nowa Zelandia, Kanada 2019 (Terminator: Dark Fate). Reż. Tim Miller. Aktorzy: Mackenzie Davis, Natalia Reyes, Linda Hamilton, Arnold Schwarzenegger, Diego Boneta
Terminator: Mroczne przeznaczenie ignoruje nieudane sequele, stanowiąc bezpośrednią kontynuację Dnia sądu z 1991 roku - a właściwie próbę uaktualnienia oryginalnych opowieści o elektronicznym mordercy. Ktoś tu się jednak nie wysilił.
Oglądamy historię, którą dobrze znamy. W Terminatorze. Mrocznym przeznaczeniu wysłany z przyszłości cyborg ma odnaleźć i zgładzić Dani Ramos.
Nieświadoma zagrożenia meksykańska dziewczyna jak co rano wychodzi do pracy w fabryce. Bezlitosnego zabójcę w ostatniej chwili powstrzymuje tajemnicza Grace. Rozcięta skóra odsłania metaliczne tkanki, ale udoskonalona żołnierka oburzy się, gdy zostanie nazwana maszyną - jest człowiekiem.
Bohaterki znajdą sojuszniczkę w uzbrojonej po uszy Sarah Connor, która pojawia się znikąd, by uratować je z tarapatów. Przed laty doświadczyła tego co Dani. Była celem terminatora ze względu na kluczowe znaczenie dla losów starcia ludzi z maszynami (miała urodzić przyszłego przywódcę ruchu oporu). Zdołała zmienić przyszłość, ocaliła ludzkość, ale poniosła ogromną stratę. Teraz zastanawia się, czy nie na marne. Widzom również przejdzie to przez myśl.
W przepuszczeniu dwóch klasyków s.f. Jamesa Camerona przez filtr współczesności więcej kalkulacji niż rzeczywistej potrzeby komentarza do naszych czasów. Problem emigrantów? Checked. Inwigilacja z wykorzystaniem nowoczesnych technologii? Checked. Roboty zastępujące ludzi? Checked. Nawet Schwarzenegger tego nie uratuje. Terminator. Mroczne przeznaczenie będzie klapą finansową
Plus oczywiście silne bohaterki. Pierwsze skrzypce grają kobiety, a twardziele kina akcji zostali odesłani na zasłużoną emeryturę. Wobec takiego układu sił największym problemem filmu okazuje się zupełnie niezapamiętywalna główna bohaterka - za mało o Dani wiemy, żeby się w ogóle nią zainteresować. Lepiej wypada jej towarzystwo, szczególnie Grace.
Szkoda, że aktorski potencjał Mackenzie Davis (wcześniej m.in. niania z Tully i prostytutka w Blade Runner 2049) nie idzie w parze z wysiłkiem scenarzystów, którzy szczędzą jej materiału do pogłębienia postaci. Jakby wyobraźnię twórców rozpalało wyłącznie ponowne spotkanie pary weteranów: Linda Hamilton gra z mieszanką cynizmu i goryczy, Arnold Schwarzenegger wraca w konwencji autoironii, przysposobiony do życia między ludźmi rozprawia o tym, ile mogą znaczyć zasłony.
Pomijam te absurdalne momenty, np. kiedy Rev-9 (Gabriel Luna jako najnowszy model terminatora) nie wiedzieć czemu nie wykorzystuje pełni swoich możliwości, dając damulkom fory, by za chwilę nie wiedzieć, jak znów je wytropić. Oglądamy niekończący się pościg i rozpierduchę. Sekwencje w fabryce samochodów czy na autostradzie z początku filmu mają niezłe tempo, dopóki twórcy nie wdadzą się w fabularne wyjaśnienia i melodramatyczne passusy. Łatwo było przewidzieć, że akcja zostanie przytłoczona efektami. Brakuje w tym wszystkim realizacyjnej chropowatości, brudu. Dostajemy powierzchnię gładką niczym metaliczny szkielet cyborga.
Po seansie Terminatora: Mrocznego przeznaczenia niektórzy pewnie odetchną, że było już gorzej. Ja mam wrażenie, że dziecko Camerona spotkał los paru innych franczyz: mocno zajechany silnik przeżarła rdza wtórności i nostalgii. Mam nadzieję, że nikt nie zamierza zapowiadać I'll be back, i producenci oszczędzą nam kolejnych części.
Piotr Guszkowski
Wszystkie komentarze