Od czasu premiery na weneckim festiwalu Roma zachwyca widzów na całym świecie. Kim jest autor jednego z największych filmowych wydarzeń 2018 roku?
Meksykańscy reżyserzy mają dziś w Hollywood świetną passę. Alfonso Cuarón, Alejandro González Inarritu i Guillermo del Toro są uwielbiani przez krytyków i widzów, a producenci szukają okazji, by z nimi pracować. Łącznie mają na koncie osiem Oscarów. Urodzeni na początku lat sześćdziesiątych, doskonale jednak pamiętają czas, gdy kino meksykańskie nie kojarzyło się z mocnym, artystycznym głosem i oryginalną wizją. Cuarón wspomina, że swoją przygodę z filmem zaczynał, mając wyraźną misję zerwania z tym, czym kino z jego ojczyzny stało się na przestrzeni poprzednich dekad. Pulpą bez wyraźnego stylu, z kolejnymi produkcjami powstającymi na kolanie w kilka tygodni, przyciągającymi do kin nie jakością, a nagimi piersiami i pupami. Jak sam mówi, chciał poprzez filmy przekształcać rzeczywistość.
Bardzo wcześnie zaczął to robić po angielsku. Urodzony w 1961 roku, jako dziecko marzył ponoć, by zostać pilotem lub astronautą. Szybko nieodłącznym przedłużeniem jego ręki stała się jednak kamera, którą dostał na dwunaste urodziny. Na krótkich filmach łapał urywki rzeczywistości. Zaraz po liceum był za młody na wymarzoną szkołę filmową, poza tym mama nie wspierała takiego pomysłu na karierę. Studiował więc dziennie filozofię, a popołudniami chodził do Centro Universitario de Estudios Cinematográficos, skąd wyleciał po konflikcie z kadrą - za nakręcenie anglojęzycznego filmu.
Z Meksyku wyjechał na początku lat dziewięćdziesiątych po międzynarodowym sukcesie Tylko ze stałym partnerem (1991), jak sam przyznaje, spaliwszy za sobą większość zawodowych mostów. Był zdeterminowany.
Jego pierwszy syn, Jonas, urodził się, gdy Cuarón miał zaledwie dwadzieścia lat. "Robienie filmów bardzo wcześnie zacząłem traktować poważnie, nie jako fanaberię, ale sposób zarabiania na chleb". Amerykański sen zaczął dzięki pomocy Sydneya Pollacka od odcinka antologii telewizyjnej "Upadłe Anioły". Po wielu perturbacjach jego filmowym debiutem w USA została adaptacja popularnej książki dla najmłodszych, Mała księżniczka (1993). Wyniki finansowe były zadowalające, ale to artystyczny sukces filmu zapewnił bilet do kariery nie tylko Cuarónowi, ale i jego współpracownikowi, Emmanuelowi Lubezkiemu, z którym poznali się, jeszcze gdy byli nastolatkami. Doskonały operator kamery otrzymał za Księżniczkę... swoją pierwszą nominację do Oscara. Dziś ma ich osiem, w tym trzy statuetki.
Wyreżyserowane niedługo potem, na zlecenie dużego studia i z cudzym, nieskończonym scenariuszem, Wielkie nadzieje (1998) okazały się dla Cuaróna zimnym prysznicem. Krytyka była bezlitosna, zresztą sam reżyser dziś nazywa tamten film najniższym punktem swojej kariery. Ale jestem losowi wdzięczny za to doświadczenie - nauczyło mnie, czego nie chcę i nie powinienem robić. Próba ponownego ustalenia artystycznej tożsamości nie była łatwa, ale konieczna. I zakończona spektakularnym sukcesem.
Erotycznie naładowane kino drogi I twoją matkę też (2001) z młodziutkimi Gaelem Garcią Bernalem i Diego Luną dla wielu do dziś pozostaje jego najlepszym filmem. Dzięki międzynarodowemu powodzeniu obrazu możliwości Meksykanina znowu wzrosły. Mógł zmierzyć się z wyzwaniem wyreżyserowania dystopijnego obrazu przyszłości z gwiazdorską obsadą. Ludzkie dzieci spotkały się z bardzo przychylną krytyczną reakcją i scementowały reżyserski wizerunek Cuaróna jako mistrza opowiadania poprzez obraz. Otworzyły też drzwi do współpracy z Warner Bros przy młodzieżowym hicie Harry Potter. Więźnia Azkabanu Cuarón wyreżyserował jeszcze przed wejściem na plan Dzieci... Film pozostaje jedną z najlepszych artystycznie części sagi. Dla Cuaróna był zaś pierwszym spektakularnym hitem w box offisie.
Najchętniej sam pisze swoje scenariusze. Jego filmy to wizualne majstersztyki, ale unika pustego efekciarstwa. Nie ma swoich ogranych tricków, po które machinalnie sięga. Każde ujęcie, każdy nietypowy ruch kamery znajduje uzasadnienie czy to w historii, czy w nastroju danej chwili. W Więźniu Azkabanu często sięgał po steadicam, by chwilę potem w Ludzkich dzieciach postawić na śledzącą każdy krok bohaterów kamerę z ręki. Aby osiągnąć wrażenie zatarcia kierunku, góry i dołu, w "Grawitacji" wykorzystano podnośnik, który pierwotnie był robotem używanym przy produkcji samochodów. W dobie nadmiernego polegania na efekciarskim montażu Cuarón potrafi się odsłonić, wkładając w film kilku-, a nawet kilkunastominutowe fragmenty bez montażowych sklejek. Czas nie jest przeszkodą - jest aktorem.
Po Ludzkich dzieciach długo milczał, ale wrócił z wizją tak charyzmatyczną, że świat oszalał. Pięć lat temu jego Grawitacja była na ustach wszystkich. Ostatecznie (według danych portalu IMDB) skończyła sezon ze 175 nominacjami i 239 zwycięstwami na koncie. Wbrew obawom film doceniono nie tylko za kategorie techniczne, jak montaż dźwięku, ale także w tej najbardziej prestiżowej, reżyserskiej. I znowu dłuższa przerwa, po drodze tylko serial Wybrana. Pięć lat pracy nad opus magnum.
Autobiograficzną, czarno-białą Romę (2018) świat poznał na festiwalu w Wenecji, gdzie wygrała pośród głosów zachwytu, ale i w atmosferze kontrowersji. Film wyprodukowany został przez platformę Netflix i trafi przede wszystkim do dystrybucji internetowej, co przez niektórych wciąż uważane jest za potwarz i zamach na samą ideę kina.
Większość lokacji to miejsca, w których Curaón spędzał dzieciństwo, a pierwowzorem filmowej Cleo była jego opiekunka z lat dziecięcych. Film pozwolił mu spojrzeć na bohaterów dzieciństwa z innej perspektywy. Zobaczyć ich jako ludzi z życiem wewnętrznym, dylematami, uwiązanych przez klasową przynależność, pochodzenie.
Roma otwiera widza na czyste, brzmiące emocje czasu sprzed ery dorosłego cynizmu, ale czyni to bez sentymentalizmu i siłowego naciskania guzików.
Anna Tatarska
Wszystkie komentarze